przemoc psychiczna w związku

Zobacz co zrobił mi mój mąż – wstrząsający wywiad z ofiarą przemocy psychicznej

Kobieta i Związki

To była bardzo trudna rozmowa. Od bohaterki wiem więcej, niż mogłam tu napisać. Ale i tak to co przeczytacie jest wstrząsające. Trudno udowodnić przemoc psychiczną, która rani bardziej i zostawia większe blizny niż uderzenie.

Podam ci teraz ważne turkusowe linki, które byłoby dobrze żebyś przeczytała, jeśli chcesz zrozumieć dlaczego wywarły taki wpływ na bohaterkę. Otwórz je sobie w osobnych zakładkach i wróć do nich jak przeczytasz wywiad:

Sypiając z wrogiemsmutne historie małżeńskiego pożycia… KLIK

Nie kocham męża, ale nie wiem jak od niego odejść7 powodów dla których kobiety zostają KLIK

Jestem z tobą tylko dlatego, że nie mam innej alternatywy – wypalenie w związku KLIK

Mąż ma romans?co powinnaś zrobić jeśli odkryjesz, że cię zdradza KLIK

Zaszłaś w ciąże i bierzesz ślub? Nie rób tego! Przeczytaj dlaczego KLIK

Czym się różni baby blues od depresji poporodowej KLIK

 

Ania: napisałaś do mnie maila na 3 strony A4, dlaczego?

M: Bo trafiłam na twojego bloga i przeczytałam wszystkie wpisy z działu Kobieta i Związki, bardzo mnie poruszyły bo pisałaś tam w sumie o wszystkim co mnie spotkało i miałam wrażenie że czytasz w moich myślach. Potem coś we mnie pękło i postanowiłam napisać.

Ania: Bardzo trudno mi się czytało twoją wiadomość, nigdy nie wiem co mam w takich przypadkach odpisać. Bo po prostu brakuje słów i brakuje doświadczenia, co poradzić. Mogę tylko wesprzeć mentalnie. Ciebie poprosiłam o wywiad, bo myślę że twoja historia mogłaby być historią wielu kobiet i może komuś pomoże.

M: Dlatego się zgodziłam. Jestem na twojej grupie, ale nie chciałam się tam ujawniać, bo boję się że ktoś mnie zidentyfikuje, a świat jest mały. Zresztą przemoc psychiczną trudno udowodnić.

Ania: Napisałaś, że pewnego razu wzięłaś dzieci na „spacer” i więcej nie wróciłaś do domu. Co się stało?

M: To może od początku, bo inaczej nie będzie wiadomy kontekst. Po studiach przyjechałam do Warszawy. W dużym skrócie, zakochałam się w szefie, on we mnie (tak mi się wydawało) i wpadliśmy. Wpadliśmy podczas szalonego romansu, więc nie znaliśmy się prawie w ogóle. Przez te dwa miesiące znajomości zabierał mnie na branżowe imprezy, chwalił się mną kolegom, prawie nie wychodziliśmy z łóżka, a ja myślałam że złapałam pana boga za nogi. A potem ta ciąża…

Ania: Ale wychodzi na to, że ojciec dziecka wziął za nie odpowiedzialność i się oświadczył.

M: Przeklinam dzień w którym przyjęłam te oświadczyny. Kiedy się przeprowadziłam do niego zaczął się koszmar. Chociaż bardzo to wypierałam, wmawiałam sobie że to z troski o mnie. Nie pozwalał mi wychodzić z domu jak tylko ciąża zaczęła być widoczna, nie pozwalał jeść rzeczy które lubiłam. Wysłał mnie na L4. Zostałam uwięziona w domu. Moja rodzina mieszka 400 km ode mnie. Kiedy chciałam pojechać do nich to „zamartwiał” się i błagał żebym nie jechała, bo się o nas boi. Kiedy rodzina miała przyjechać, to wynajmował im ekstra hotel „bo przecież będzie im wygodniej”.

Ania: Rozmawiałaś z nim, że czujesz się jak w więzieniu?

M: Próbowałam, ale on się denerwował. Zaczęłam się bać zaczynać jakikolwiek temat. Raz mi powiedział podczas awantury, że jak coś mi się nie podoba to mogę się wyprowadzić, ale mam nie liczyć na cokolwiek oprócz alimentów. A ja wychowałam się w bardzo skromnych warunkach i na myśl o powrocie tam robiło mi się słabo. Jeszcze z dzieckiem, któremu chciałam zapewnić wszystko co najlepsze. Dlatego ten wpis o byciu z kimś z przyzwyczajenia mnie dotknął, chociaż u mnie była inna sytuacja.

Ania: Coś się zmieniło po porodzie?

M: Na gorzej… On udawał że dziecko nie istnieje. W sensie że jak miał dobry humor, to ponosił, pobawił się, ale absolutnie nie brał udziału w opiece. To było moje zadanie. Dwa miesiące po porodzie, pierwszy raz zmusił mnie do seksu. Ja już wiedziałam że związek z nim to błąd i tkwiłam w tym tylko ze strachu. Nie miałam ochoty na zbliżenia, wyniosłam się do pokoju dziecka. Wiem że miał kochankę, albo korzystał z usług pań do towarzystwa. Często czułam zapach damskich perfum, ale było mi to na rękę. Kazał mi ćwiczyć, bo jak mówił „chciał zobaczyć znowu tą dupę, którą byłam jak mnie poznał”.

Ania: To tak trochę nieładnie się do ciebie zwracał… Jak go poznałaś to był inny?

M: To było jeszcze nic. A jak się poznaliśmy to był bardzo szarmanckim czterdziestolatkiem. Uwodził mnie i imponował kwiatami, kolacjami. A ja jak głupia gęś się na to nabrałam. Pasowałam do niego, bo byłam ładna, szczupła, umiałam się wysłowić i dobrze wyglądałam w sukienkach które mi kupował przed każdym wyjściem. A potem przestałam pasować z tym dużym, ciążowym brzuchem. Traktował mnie jak zło konieczne. W ciąży przestał mnie zauważać. Dziwnie się czułam, długo się oszukiwałam i wmawiałam, że mogło być gorzej.

Ania: A było gorzej, z tego co mi napisałaś w mailu.

M: Tak, bo ja nie za szybko wracałam do dawnej figury, więc mnie obrażał na każdym kroku. Stosował wymyślne epitety, a kiedy nie wytrzymałam i się popłakałam to zaczął się śmiać. Kazał mi ćwiczyć i na to patrzył. Włączał mi treningi i sprawdzał czy wszystko robię. Jak nie dawałam rady, to mówił że robi to dla mojego dobra, żebym nie stała się „typową mamuśką”. Myślę, że na swój sposób zależało mu na mnie.

 

Dołącz do naszej zamkniętej grupy dla fajnych kobiet /KLIKNIJ żeby dołączyć/

 

Ania: Powiedz mi, ale tak szczerze dlaczego nie odeszłaś od niego?

M: Nie wiem, znaczy się wtedy nie widziałam takiej opcji. Bez pieniędzy, na macierzyńskim, do niego do pracy nie miałam po co wracać, bo by mnie nie przyjął. Z małym dzieckiem i bez pieniędzy nie chciałam zwalać się rodzicom na głowę. Zresztą cała rodzina była nim oczarowana, a ja nie wiedziałam jak im powiedzieć, że się nade mną znęca. Zanim przeprowadziłabym rozwód i uzyskała alimenty, to narobiłabym wszystkim kłopotu.

Ania: Ale z tego co pisałaś, to nigdy cię nie uderzył. Przynajmniej dosłownie.

M: Rzeczywiście, nie pobił mnie nigdy, tak żebym na przykład miała jakieś ślady. Ale jak już w jego opinii doszłam do formy, to przymuszał mnie do zbliżeń. Ja się wtedy wyłączałam i byłam bierna. Do czasu. W końcu stwierdził że nie ma zamiaru utrzymywać kłody w łóżku i zaczął wymagać żebym przejęła inicjatywę. To trwało rok. Po tym czasie jakoś się w sobie zebrałam, wyczyściłam umysł i zaczęłam się zastanawiać jak odejść

Ania: Ale nie odeszłaś…

M: Nie. Bo w pewnym momencie okazało się że znowu jestem w ciąży, pomimo że mąż kazał mi stosować tabletki, stosował również prezerwatywy. Jak się zorientowałam to chciałam się zabić. Mówię poważnie. Chciałam skoczyć z mostu. Wtedy pierwszy raz zadzwoniłam do siostry i jej o wszystkim powiedziałam. Przyjechała 7 godzin później.

Ania: I pomogła?

M: Kazała mi się pakować i wracać razem z nią. Ale nie zdążyłam, bo mąż wrócił do domu. To, co się działo było straszne. Bo on nie krzyczał, on wycedził że mam grzecznie poprosić siostrę żeby wróciła do siebie, powiedziała że mam depresję i  miałam chwilowe załamanie. Zrobiłam to. Oczywiście nie uwierzyła. Ja się panicznie bałam zostać z nim sama. Ale nic nie zrobił. Tak się bałam, że nawet nie dotknęłam telefonu, kiedy siostra dzwoniła.

Ania: Powiedziałaś mu o ciąży?

M: A skąd! Ja się zastanawiałam się jak hmmm… sama wiesz co. Źle mi kiedy teraz o tym myślę, ale wtedy nie widziałam innej możliwości. Ale nie miałam możliwości, żeby wyjechać na tak długo. Co miałabym wtedy zrobić z dzieckiem? Nie chciałam tak po prostu wyjechać, chciałam najpierw znaleźć jakieś dobre argumentu do rozwodu. Mam na myśli dowody, albo coś czym będę mogła go „przekonać” żeby mnie puścił na zawsze.

Ania: To wszystko brzmi jak scenariusz jakiegoś serialu

M: Szkoda gadać. W każdym razie nie udało mi się znaleźć nikogo, kto pomógłby mi w moim nieszczęściu. Musiałam w końcu powiedzieć o ciąży. Wściekł się. Usłyszałam strasznie dużo słów. Bardzo złych słów. Najgorszych. Nawet teraz mam łzy w oczach jak sobie przypominam. I w momencie, w którym zasugerował żeby pozbyć się ciąży, to zrozumiałam że tylko ona da mi spokój. A potem okazało się że to bliźniaki. Zaliczyłam depresję, ale rzeczywiście mąż traktował mnie jak powietrze.

Ania: A możesz powiedzieć jak wyglądało wasze codzienne życie?

M: Z pozoru normalnie. Opiekowałam się dzieckiem, chodziliśmy do klubików malucha, na spacery. Robiłam zakupy, gotowałam obiady. Ale koleżanki mogłam mieć tylko takie, które on zaakceptował. Właściwie mogłam je zapraszać do domu, bo wtedy miał nadzór nad tym o czym rozmawiamy. Koleżanki go uwielbiały. Miałam też dostęp do jednego konta i bardzo dużych dla mnie pieniędzy.

Obserwuj mnie na Instagramie /KLIKNIJ/

Nigdy mi nie zabraniał niczego kupować, nie wypominał. Zabierał mnie na spotkania towarzyskie, gdzie uśmiechałam się i byłam miła. A potem wracałam do domu i on przestawał mnie zauważać, co było lepsze, niż jak zebrało mu się na seks. Nie brzmi tak strasznie, ale musisz zrozumieć że byłam więźniem tego domu. Zadawałam mu pytania, on nie odpowiadał. Ignorował mnie. Prosiłam żebyśmy porozmawiali o naszej relacji, to mnie zbywał że trafiłam jak ślepa kura ziarno. Był okrutny w słowach. Nie pozwalał mi wychodzić z domu, jeśli nie wiedział gdzie idę. Albo mu się to nie spodobało.

Ania: To brzmi nieprawdopodobnie. Jesteś piękną i inteligentną kobietą. Mogłaś chyba porozmawiać z kimś, przecież siostra już wiedziała. Nie powiedziała rodzicom czy komuś, kto mógł realnie cię wyciągnąć z tego domu? Trudno mi też uwierzyć, że nikomu innemu się nie zwierzyłaś.

M: Dozowałam co mówiłam, ale z żonami jego znajomych nie mogłam rozmawiać na takie tematy, a z nimi najczęściej miałam kontakt. A z kolei jak coś tam wspomniałam swoim koleżankom, to miałam wrażenie że nie do końca wierzyły. Myślały, że to zwykłe problemy rodzinne. Widziały zadbaną kobietę, w drogich ciuchach. W końcu moja siostra jak się dowiedziała o bliźniakach, to nawiązała kontakt z pewną fundacją i zaczęła mnie mentalnie przygotowywać do odejścia.

Ania: Nie mogłaś po prostu spakować się i wyjechać? Co by się stało?

M: Nie wiem. Naprawdę nie wiem, przecież nie zamknąłby mnie w piwnicy. Chyba. Ale ja byłam przerażona. Byłam od niego uzależniona. Bałam się, chociaż nigdy mnie nie uderzył. Terroryzował mnie emocjonalnie. Jak syknął to mi krew z twarzy odpływała. A ja starałam się być dla niego miła, żeby się nie denerwował, bo wtedy rozmawialiśmy ze sobą i mogłam udawać że jest normalnie.

Ania: Urodziłaś bliźniaki i co?

M: I miałam kilka miesięcy wycięte z życiorysu. Depresja poporodowa. Plus taki, że mąż zgodził się żeby moja siostra przyjechała i z nami zamieszkała. A siostra urabiała mnie i urabiała. Do tego stopnia, że w końcu zdecydowałam się z nim porozmawiać o rozwodzie.

Ania: I co mu powiedziałaś?

M: że nie jest ze mną szczęśliwy i przecież oboje zasługujemy na dobre życie. Że po co mamy sobie psuć nerwy i że oboje będziemy szczęśliwsi bez siebie. On powiedział że przecież on mnie kocha i o co mi chodzi. Na drugi dzień kazał siostrze jechać do domu i zaczął mnie kontrolować na każdym kroku. Dzwonił po 10 razy na godzinę, sprawdzać gdzie jestem. Przyjeżdżał do domu w trakcie pracy. Sprawdzał mój telefon i czytał pocztę. Wszystko od mojej siostry musiałam kasować.

Ania: To brzmi nieprawdopodobnie. To nie jest normalne zachowanie, raczej kwalifikuje się do terapii u psychologa. Jak to się stało że w końcu odeszłaś?

M: Ja chciałam wyjść z domu sama i zostawić wszystko za sobą. No ale co z dziećmi? Siostra tak naprawdę wszystko zorganizowała. Ja miałam tylko przyjechać pod wskazany adres. Do torby do wózka spakowałam tylko swoje papiery, laptopa, wypłacone chwilę wcześniej pieniądze z bankomatu i tak jak stałam wyszłam z dziećmi „na spacer”. Nie wróciłam już.

Ania: To gdzie poszłaś?

M: To nie jest ważne, w każdym razie nie pojechałam do domu, do rodziny. Prawnik z fundacji został moim reprezentantem i w moim imieniu kontaktował się z mężem. Nic na niego nie miałam, oprócz moich „zeznań”. Nic nie zarejestrowałam, nie udało mi się udowodnić że mnie tłamsił. Bałam się cokolwiek nagrać wiedząc że sprawdza telefon. Wydaje mi się, że gdyby siostra nie potwierdziła mojej wersji to nikt by mi nie uwierzył. Przeszłam dwuletnią terapię, po której przestałam oglądać się za siebie.

Ania: I jak to się skończyło? Teraz wyglądasz kwitnąco, pracujesz w sporej firmie, działasz tej w tej fundacji która ci pomogła.

M: Skończyło się tak, że mąż wszem i wobec mówił jak to mnie kocha i jak on musiał się tak o mnie troszczyć, bo byłam w wiecznej depresji i chciałam sobie zrobić krzywdę, chciałam usunąć ciążę i on musiał mnie sprawdzać, bo się bał że coś zrobię! Nawet prawnik, który mnie reprezentował w pewnym momencie powiedział „pani M, chce mi pani coś powiedzieć? Mąż bardzo chciałby żeby pani wróciła, bardzo się martwi”. Bo widzisz, nie bił mnie, nie pił, więc nie kwalifikowałam się jako ofiara przemocy domowej. Do tej pory trudno przyjąć że jest przemoc psychiczna, której ja doświadczałam.

A: No ale jak to się skończyło?

M: Mąż był szanowanym człowiekiem i przedsiębiorcą. Prawnik przekonał go że po co prać brudy i lepiej dla własnego wizerunku zgodzić się na rozwód. Jestem w szoku że to tak bezboleśnie się odbyło. Dostałam alimenty które pozwoliły mi na spokojne życie, terapię psychologiczną. Potem zrobiłam podyplomówkę i dostałam pracę. To już kilka lat w spokoju. Ale do tej pory nie weszłam w żaden inny związek. Były mąż miał nową kobietę już pół roku po rozwodzie. Raz na dwa tygodnie spędza weekendy z dziećmi i tylko wtedy się widzimy. Rozmawiamy wyłącznie na temat dzieci. I do tej pory jak mam się z nim spotkać to mi rośnie ciśnienie i mam ucisk w żołądku.

Ania: Dziękuję za twoją historię. Zgodnie z twoją prośbą nie poruszyłyśmy najcięższych tematów, ale po mailu rozumiem, dlaczego nie chciałaś. Życzę ci powodzenia i spokoju.

Jeżeli doczytałyście do końca, to możecie wesprzeć bohaterkę wpisu, pisząc w komentarzach słowa otuchy. Przypominam też o turkusowych linkach, które podałam na początku wpisu. Naprawdę warto je przeczytać.

Dziewczyny, jeśli uważacie że ten wpis komuś może pomóc, to wrzućcie ten wpis na swoją tablicę, udostępnijcie, puście w świat. /KLIK/ Dziekuję <3